Recenzja: Bisu Ognista Salamandra tom 4


Mitologia jest wdzięcznym i dającym duże pole do popisu tematem, chętnie wykorzystywanym w literaturze i kinie. Któż nie lubi słuchać opowieści o odważnych bohaterach i wszechmocnych, ale przewrotnych bogach? Dodajmy do tego fantastyczne krainy, stworzenia oraz rasy i już mamy świetny materiał na ciekawą historię. Taką mieszankę możemy znaleźć w komiksie Bisu Ognista Salamandra, Doroty Kuśnierz, która skupiła swoją uwagę na mitologii nordyckiej.

Bisu z rozkazu bogini Freyi wyrusza w podróż w celu odnalezienia fragmentów naszyjnika Brisingamen. Po drodze trafia na pewnego krasnoluda, który odcina mu ogon, przez co bohater traci moc i zmienia się w salamandrę. W takim stanie znajduje go i pomaga mu córka szefa wikingów - Tilli. Bohaterowie szybko się zaprzyjaźniają i wspólnie przeżywają przygody w fantastycznym świecie.
W tomie 4, po dość burzliwych wydarzeniach bohaterom udaje się uratować Tilli i wszyscy razem wyruszają do Nidavellir, które jest królestwem krasnoludów i gnomów. Tam, w kopalni udaje im się zniszczyć obrączkę, którą założono córce wikingów, gdy ta została uprowadzona. W międzyczasie dowiadujemy się jak bogini Freya weszła w posiadanie naszyjnika i jak go straciła, oraz w jakich okolicznościach Thor otrzymał swój sławetny młot. Sielankę burzy przybycie babci Tilli ze złymi nowinami z wioski.


Bisu w swojej jaszczurowatej formie jest uroczym, ale wyszczekanym i psotnym stworzeniem. Lubuje się w ogniu, przez co trochę przypomina Natsu z Fairy Tail. Charakter ma jednak bardziej wybuchowy i łatwiej daje się polubić. Tilli za to, jest wesołą, optymistyczną dziewczyną, która nie irytuje jak to ma miejsce w wielu innych seriach i jest ładnym dodatkiem wśród płci brzydkiej z którą podróżuje. Pochodzenie i płeć wskazuje jej, jaką drogę powinna obrać w przyszłości, ale jej ciekawość i chęć odkrywania nowych rzeczy przeciwstawia się jej narzuconej przez tradycje roli. Dziewczyna waha się, ale mam nadzieję, że będzie walczyć o swoje marzenia i pokaże więcej charakteru w kolejnych tomach. Powyższej parze towarzyszą krasnoludy, z których najbardziej wybija się Dallak, zwany przez niektórych Obieżyświatem. To zakochany na zabój w córce wodza wikingów, odważny i szczery mężczyzna z długą brodą zaplecioną w fikuśne warkocze, który najczęściej kłóci się z Bisu. W opowieści przewija się jeszcze kilku innych krasnoludów, którzy w większej mierze są tłem komediowym oraz babcia Tilli nie będąca zadowolona z nieobecności córki w wiosce. Za postaciami czai się troll Alv, śledzący córkę wikinga, wspomniany zostaje również Pekka, czarny elf kreowany na negatywnego bohatera, a mi osobiście przypominający Vegetę z Dragon Balla.


Do polskich komiksów stylizowanych na mangę podchodzę dość ostrożnie, bo często mają one chaotyczną lub wtórną fabułę, albo po kilku rozdziałach zostają porzucone. Przyznam szczerze, że Bisu okazał się ciekawą i wciągającą lekturą, nawet pomimo tego, że w moje ręce wpadł tom 4 i nie jestem jakąś wielką fanką fantasy. Historia prowadzona jest lekko, bez zbędnego pośpiechu, często przypominane są wydarzenia z poprzednich tomów, przez co łatwiej było mi się zorientować w opowieści. Na plus zasługują również opisy krain, dotychczasowych wydarzeń i postaci, które znajdują się na początku komiksu. Humor to dodatkowy atut Bisu, rozładowuje atmosferę przy wzniosłych scenach (których jest niewiele) oraz pozwala bardziej poznać postaci, które są naprawdę sympatyczne i łatwe do polubienia. Jako, że autorka czerpie z mitologii nordyckiej, w komiksie spotkamy również Thora i Lokiego (ostatnio kojarzonych głównie z filmów na podstawie komiksów Marvela). Bardzo spodobała mi się legenda o młocie Thora opowiedziana przez Berlinga, w której dowiadujemy się jak syn Odyna wszedł w jego posiadanie.


Jak na polski komiks, grafika jest dobra, autorka radzi sobie zarówno z anatomią jak i perspektywą, chociaż czasami jeszcze coś tam gdzieś zgrzyta. W mandze dużo jest dynamicznych ujęć i potyczek, które czasem są trochę zbyt chaotyczne. Pomimo, że postaci jest wiele, są one charakterystyczne i trudno je pomylić. Najbardziej przypadł mi do gustu projekt Bisu, może dlatego, że jako jedyny przypomina rasowego bishonena i Lokiego (jego zawistne miny mnie rozwalają). Nie podoba mi się za to wygląd babci Tilli, twarz staruszki i duży nos wyglądają dziwnie w parze z dużymi mangowymi oczami. Widać, że rysowniczka wkłada dużo pracy w tła. Wnętrza prezentują się bardzo ładnie, zwłaszcza kopalnia robi wrażenie (która wzorowana jest na naszej polskiej Wieliczce, o czym autorka wspomina na końcu tomu). Kreska jest ostra i ekspresyjna, nie zawsze dokładna, często zdarzają się uproszczenia, zwłaszcza gdy postaci stoją w oddali. Onomatopeje wprowadzone są umiejętnie, zwłaszcza głośne dźwięki występujące przy walkach czy wybuchach dobrze wkomponowują się w otoczenie. Czasami mi ich trochę brakuje np. skrzypnięcia przy otwieraniu drzwi, ale nie jest to coś co bardzo razi.


Za publikację komiksu odpowiada wydawnictwo Yumegari. Tomik prezentuje się solidnie, nie posiada obwoluty, ale za to w środku znajdziemy 2 kolorowe grafiki. Format jest trochę mniejszy niż np. w Savage Garden (który jest również szerszy). Druk jest wyrazisty, czerń odpowiednio nasycona, kolorowe rysunki mają żywe barwy. Marginesy wewnętrzne są w sam raz, przez co lektura jest łatwiejsza, bo nie trzeba mocno odginać komiksu. Papier jest biały, lekko prześwituje i wydaje się być cieńszy niż w innych mangach wydawnictwa. Ilustracje wewnątrz tomu bardzo mi się podobają, za to sama okładka już mniej. Kolory i cienie są trochę zbyt płaskie na postaci, a sam bohater nie przekonuje do kupna książeczki. Grzbiet jest za ciemny i logo wydawnictwa po prostu na nim znika. Dobrym pomysłem jest za to zastosowanie runów w tytule. W dodatku na końcu znajdziemy też opis jednej z run, słownik wikinga, galerię fanartów i kilka słów od autorki.


Podsumowując, Bisu Doroty Kuśnierz kompletnie mnie zaskoczyło w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Mówi się żeby nie oceniać książki po okładce i ten komiks jest tego dobrym przykładem. Pomimo kilku niedociągnięć, lektura jest wciągająca, a postaci nie sposób nie lubić. Dla mnie plusem jest również fakt, że autorka ma poukładaną w głowie historię i jej zakończenie. Wspomina ona w dodatku, że seria zakończy się na siedmiu tomach, także nie trzeba się obawiać, że historia w pewnym momencie utkwi w martwym punkcie. Fanom fantasy, Slayersów i Fairy Tail tytuł na pewno się spodoba, a i miłośnicy dobrego humoru i wartkiej akcji znajdą tu coś dla siebie.






6 komentarzy:

  1. Mnie kolorowe obrazki akurat w tym tytule w ogóle nie przekonują, do mnie jednak najlepiej trafić ze sztuką tradycyjną, a chociaż z digitalami też się da to tutaj akurat pudło. Co do wnętrza natomiast uważam, że wcale nie jest złe - co prawda ani nie mój typ kreski, ani nie mój typ fabuły, więc kupić nie kupię, natomiast uważam, że komiks jest na wystarczającym poziomie, żeby móc go wydawać i tu nie ma się co czepiać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardziej lubię tradycyjne ilustracje, zwłaszcza takie delikatne akwarelowe :)

      Usuń
  2. Graficznie prezentuje się naprawdę nieźle, gdyby ktoś ze znajomych kupował z chęcią bym przeczytała, ale sama raczej nie kupię, bo to nie bardzo mój typ komiksu. ^^'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie nie przepadam za fantasy, ale sama fabuła komiksu jest dobrze prowadzone, więc pewnie kiedyś zaopatrzę się w resztę tomów.

      Usuń
  3. Tytuł raczej odbiega od tego, co zwykłam czytać. Raczej nie kupię, ale z ciekawości bym przeczytała (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się, że Bisu może być aż tak dobre. Przy możliwej okazji z chęcią zapoznam się z historią psotnej Salamandry ;)

    OdpowiedzUsuń

My profile picture
Grafikoholiczka nie wyobrażająca sobie dnia bez włączenia programu graficznego, interesująca się mangą i anime od czasu emisji Sailorek w tv. Za sprawą hobby rodzą się takie rzeczy jak prace graficzne, rysunki, przemyślenia i recenzje.
bla