Paczka na podsumowanie się spóźnia, dlatego w tym tygodniu notka zastępcza. Będzie to pierwszy post z serii versus - prezentujących porównanie różnych wydań danego tytułu w formie pojedynku. Zaczynamy od 6 tomu Ao Haru Ride.
Jeśli ktoś nie miał okazji żeby zaznajomić się z fabułą, zapraszam do recenzji: klik.
Jakiś czas temu będąc w Niemczech udało mi się nabyć jeden z tomików Ao Haru Ride i to właśnie niemieckie wydanie zostanie zestawione z polskim.
Pierwsze wrażenie
To co od razu rzuca się w oczy to format. Niemiecka wersja ma 188x123 mm (wymiarami najbliżej jej do Walkin' Butterfly i Doll Song), nasza jest trochę mniejsza - 115x175 mm (wielkość taka jak przy Dengeki Daisy). W obu przypadkach tytuły umieszczone są na dole, font użyty w niemieckiej wersji jest prosty, nasz wygląda jak pisany ręcznie i bardziej przypomina krój używany w oryginale. Sam tytuł został przetłumaczony na polski (Ścieżki Młodości), dodatkowo jednak małymi literkami umieszczony został podtytuł Ao Haru Ride. Na tomiku zagranicznym widnieje angielski odpowiednik tego tytułu (Blue Spring Ride). Układ tekstu i użyte delikatne fonty bardziej podobają mi się w naszej wersji, w niemieckiej razi trochę linia po prawej i umiejscowienie logo wydawnictwa. Jeżeli chodzi o kolorystykę to jest ona w obu przypadkach zbliżona (ta sama grafika, turkusowo-zielone akcenty), za to sama ilustracja ma bardziej nasycone barwy u naszych zachodnich sąsiadów.
Również grzbiet ciekawiej prezentuje się u nas za sprawą różnokolorowych rombów, które w każdym tomie mają inną barwę. Niemcy umieścili tam pomniejszoną grafikę z okładki. Oprócz rzucającego się w oczy czerwonego loga możemy również ujrzeć serduszko mówiące nam o gatunku mangi.
Niemiecki tył wyróżnia się większym nasyceniem kolorów i ciekawym rozwiązaniem wyróżnienia opisu, który jest lepiej czytelny niż u nas. Dodatkowo mamy dwie ikonki informujące nas o tym, że jest to romans i manga polecana jest dla czytelników +15 (w prawym, górnym rogu również mamy te informacje, bo raz to chyba za mało). Polski tył w tym zestawieniu prezentuje się minimalistycznie, żeby nie napisać ubogo.
W obu przypadkach okładki są błyszczące, z tym że polski tomik posiada obwolutę, niemiecki już nie (zresztą chyba wszystkie mangi jakie przeglądałam w Niemczech były bez obwolut, co najwyżej niektóre miały skrzydełka tak jak np. Kwiaty grzechu od Kotori). Pod znajdziemy okładkę w kolorze akcentów z okładki (w tym wypadku turkusowo-zielony) z tytułem owleczonym roślinną ramką. Wygląda to bardzo ładnie i czysto.
Zaglądamy do środka...
I naszym oczom ukazują się dwie kolorowe strony w niemieckim tomiku. Nie zostały one jednak wydrukowane na błyszczącym papierze, jak większość znana nam w naszych wydaniach, a na szorstkim, przypominającym ten który Hanami wykorzystuje do barwnych stron. Papier w reszcie tomiku jest cienki i ma lekko żółtawy odcień. U nas niestety nie uświadczymy kolorowych stron, ale nasz papier jest bielszy i zdecydowanie milszy w dotyku.
Jeśli chodzi o stronę tytułową to tu wygrywa zagraniczne wydanie. Kwiatki (u nas znajdujące się na skrzydełkach obwoluty) są ładnym akcentem dekoracyjnym, u nas wygląda to trochę pusto. W niemieckiej wersji można zauważyć, że papier jest cienki i widzimy druk z kolejnej strony. U nas miejscami również ten problem występuje, ale nie aż tak często.
Nasi sąsiedzi postanowili przeznaczyć 2 strony na opis dotychczasowych zdarzeń i przedstawienie bohaterów. W sumie szkoda, że u nas tego nie ma, a streszczenie fabuły z poprzednich tomów zostało umieszczone przy spisie treści.
Spis treści praktycznie niczym nie różni się w obu wydaniach. Układ jest prawie identyczny. Jedynie dobór fontów jest inny, u nas są one delikatniejsze. W niemieckim tomie druk wydaje się bardziej wyrazisty, ale może to zasługa papieru.
Dużą różnicę możemy dostrzec w graficznym sposobie tłumaczenia i czyszczenia onomatopej. Nasz zachodni sąsiad wymazuje je i zastępuje niemieckimi odpowiednikami, wszędzie tam gdzie nie musiałby ingerować w rysunek. Za to tam gdzie wyrazy dźwiękonaśladowcze wchodzą na obrazek, zostawia je w oryginale dodając własne przypisy gdzieś w pobliżu. Przeglądając inne mangi z tego kraju, praktycznie wszędzie tak rozwiązywany jest ten problem. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do czyszczenia "japońskich krzaków", a nawet słychać głosy niezadowolenia gdy któreś wydawnictwo zostawia je w oryginale. W Ścieżkach wszystko jest wyczyszczone i zastąpione polskimi dźwiękami.
Samo tłumaczenie w obu przypadkach jest bardzo podobne. Nie ma tu zbyt wiele zawiłych i długich kwestii (w końcu to shoujo), więc wydźwięk i ogólne przesłanie pozostaje to samo. Jedyną znaczącą różnicą są sufiksy dodawane do imion i nazwisk (np. -san, -kun-, -chan). W naszych Ścieżkach bohaterowie zwracają się do siebie po prostu po imieniu lub nazwisku, ewentualnie używając ksywki. W niemieckiej wersji w większości przypadków wygląda to tak samo, ale gdy chodzi o podkreślenie relacji między postaciami, wtedy pojawiają się japońskie formy grzecznościowe. W tym tomie zaobserwowałam to w dwóch miejscach: gdy Yui wita się z Narumi, pytając się czy jest znajomą Kou, dodaje do jego nazwiska końcówkę -kun aby podkreślić, że jest koleżanką z klasy. Za drugim razem możemy to zaobserwować gdy Narumi zwraca się do Mabuchiego nazywając go Kou-chan co wskazuje na bliskie relacje pomiędzy nimi. W obu miejscach znalazły się odpowiednie przypisy tłumaczące co dany sufiks oznacza. Co ciekawe objaśnienia znalazły się również przy nazwach potraw sprzedawanych na festiwalu (Yakisoba, Takoyaki). Najwidoczniej Polakom znane są te japońskie przysmaki, bo u nas obyło się bez przypisów.
Warto również zwrócić uwagę na dobór fontów. W obu wersjach litery stylizowane są na te pisane ręcznie, z tym, że nasz krój jest większy (wyższy) i bardziej delikatny, a co za tym idzie, lepiej czytelny. Graficzną różnicę widać też w notkach odautorskich, gdzie w polskim tomiku jest większy porządek i np. (w tym przypadku) hasło słownikowe dostało japoński zapis i zostało ładnie wyeksponowane.
Na końcu obu tomików znalazło się miejsce na reklamy innych mang. W naszej wersji są to dwie strony, a w niemieckiej aż 8 (!). Ostatnia strona zachodniego wydania to notka dla nieogarów, że mangę czytamy od prawej do lewej.
Ciekawostka: Jeśli lubicie takie porównania i chcielibyście się dowiedzieć jak wygląda włoska edycja Ao Haru Ride koniecznie zajrzyjcie na bloga Sasy.
Jeśli chodzi o stronę tytułową to tu wygrywa zagraniczne wydanie. Kwiatki (u nas znajdujące się na skrzydełkach obwoluty) są ładnym akcentem dekoracyjnym, u nas wygląda to trochę pusto. W niemieckiej wersji można zauważyć, że papier jest cienki i widzimy druk z kolejnej strony. U nas miejscami również ten problem występuje, ale nie aż tak często.
Nasi sąsiedzi postanowili przeznaczyć 2 strony na opis dotychczasowych zdarzeń i przedstawienie bohaterów. W sumie szkoda, że u nas tego nie ma, a streszczenie fabuły z poprzednich tomów zostało umieszczone przy spisie treści.
Spis treści praktycznie niczym nie różni się w obu wydaniach. Układ jest prawie identyczny. Jedynie dobór fontów jest inny, u nas są one delikatniejsze. W niemieckim tomie druk wydaje się bardziej wyrazisty, ale może to zasługa papieru.
Dużą różnicę możemy dostrzec w graficznym sposobie tłumaczenia i czyszczenia onomatopej. Nasz zachodni sąsiad wymazuje je i zastępuje niemieckimi odpowiednikami, wszędzie tam gdzie nie musiałby ingerować w rysunek. Za to tam gdzie wyrazy dźwiękonaśladowcze wchodzą na obrazek, zostawia je w oryginale dodając własne przypisy gdzieś w pobliżu. Przeglądając inne mangi z tego kraju, praktycznie wszędzie tak rozwiązywany jest ten problem. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do czyszczenia "japońskich krzaków", a nawet słychać głosy niezadowolenia gdy któreś wydawnictwo zostawia je w oryginale. W Ścieżkach wszystko jest wyczyszczone i zastąpione polskimi dźwiękami.
Samo tłumaczenie w obu przypadkach jest bardzo podobne. Nie ma tu zbyt wiele zawiłych i długich kwestii (w końcu to shoujo), więc wydźwięk i ogólne przesłanie pozostaje to samo. Jedyną znaczącą różnicą są sufiksy dodawane do imion i nazwisk (np. -san, -kun-, -chan). W naszych Ścieżkach bohaterowie zwracają się do siebie po prostu po imieniu lub nazwisku, ewentualnie używając ksywki. W niemieckiej wersji w większości przypadków wygląda to tak samo, ale gdy chodzi o podkreślenie relacji między postaciami, wtedy pojawiają się japońskie formy grzecznościowe. W tym tomie zaobserwowałam to w dwóch miejscach: gdy Yui wita się z Narumi, pytając się czy jest znajomą Kou, dodaje do jego nazwiska końcówkę -kun aby podkreślić, że jest koleżanką z klasy. Za drugim razem możemy to zaobserwować gdy Narumi zwraca się do Mabuchiego nazywając go Kou-chan co wskazuje na bliskie relacje pomiędzy nimi. W obu miejscach znalazły się odpowiednie przypisy tłumaczące co dany sufiks oznacza. Co ciekawe objaśnienia znalazły się również przy nazwach potraw sprzedawanych na festiwalu (Yakisoba, Takoyaki). Najwidoczniej Polakom znane są te japońskie przysmaki, bo u nas obyło się bez przypisów.
Warto również zwrócić uwagę na dobór fontów. W obu wersjach litery stylizowane są na te pisane ręcznie, z tym, że nasz krój jest większy (wyższy) i bardziej delikatny, a co za tym idzie, lepiej czytelny. Graficzną różnicę widać też w notkach odautorskich, gdzie w polskim tomiku jest większy porządek i np. (w tym przypadku) hasło słownikowe dostało japoński zapis i zostało ładnie wyeksponowane.
Na końcu obu tomików znalazło się miejsce na reklamy innych mang. W naszej wersji są to dwie strony, a w niemieckiej aż 8 (!). Ostatnia strona zachodniego wydania to notka dla nieogarów, że mangę czytamy od prawej do lewej.
Podsumowując
Każde z wydań ma swoje plusy i minusy, ale nie będę ukrywać, że patriotycznie, bardziej podobają mi się polskie Ścieżki, patrząc przez pryzmat całości. Głównie cena jest zachęcająca - 19.99, gdzie sąsiedzi muszą wydać 6.95 euro (niecałe 30 zł), ale chyba nieadekwatne jest porównywanie cen na tak różnych rynkach. Niemieckim czytelnikom najbardziej zazdroszczę kolorowych stron, które są świetnym dopełnieniem serii.Ciekawostka: Jeśli lubicie takie porównania i chcielibyście się dowiedzieć jak wygląda włoska edycja Ao Haru Ride koniecznie zajrzyjcie na bloga Sasy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypominam również o konkursie, który trwa do 8 marca. Jeszcze jest trochę czasu, więc zachęcam do udziału :) A i koniecznie zostawcie komentarz pod konkursowym postem: klik, bo głównie na tej podstawie zostanie wyłoniony zwycięzca.
Po pierwsze - witam. Po drugie - świetna notka! :D
OdpowiedzUsuńLubię takie porównania mang z polskiego i zagranicznego rynku - miło się je czyta i zawsze jestem ciekawa, co tam u naszych sąsiadów piszczy, tak więc nie mogę się doczekać kolejnych Twoich postów o takiej tematyce. :D
Swoją drogą, Twój szablon bardzo mi się podoba. Nie wiem jednak, czy tylko ja tak mam, ale czcionki nie obsługują polskich znaków, co troszkę utrudnia czytanie. c;
Aż miło patrzy się na te nagłówki Twojego autorstwa - mają takie żywe kolory. ^^
Pozdrawiam cieplutko. ~♥
Cześć,
Usuńoj to niedobrze, że nie widać u Ciebie polskich znaków. Sprawdzałam na 3 różnych komputerach i tam wyglądało ok o.o Jeśli miałabyś możliwość, czy jeśli masz możliwość, mogłabyś sprawdzić, czy na innym sprzęcie też występuje ten problem? Postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu.
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam :)
Spojrzałam na innym komputerze i faktycznie - czcionki działają. Nie mam pojęcia czemu tak się dzieje, bo nigdy wcześniej takich kłopotów z moim sprzętem nie miałam.
UsuńDodam jeszcze, że korzystam z Firefoxa, ale kiedy na moim laptopie weszłam na Operę, aby zobaczyć jak to wygląda, było jeszcze gorzej. X'D
W każdym razie, to pewnie wina moja i mojego ułomnego sprzętu. ^^
Świetny pomysł na takie ,,mangowe walki ", z wielką przyjemnością obczaiłam Niemieckie wydanie XD i tak jak Ty uważam że nasze jest lepsze, dziwnie wygląda ich wydanie na grzbiecie z tymi czerwonymi detalami- nie podoba mi się to i brak obwolut jest straszny :O ale z tego co zauważyłam to w większości krai mangi cierpią na ich brak ;/. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNasze wydawnictwa rozpieszczają nas z tymi obwolutami, chyba tylko Kotori ich nie stosuje i JPF przy popularnych shonenach :)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne porównanie. Byłam niedawno w niemieckiej księgarni i również mogłam sobie poprzeglądać wiele mang, także i tę. W niemieckich wydaniach nie podoba mi się papier (nasz jest o wiele lepszy, taki bialutki i gładki) i brak obwoluty na tomikach. Żadne ich wydanie nie było ładniejsze od naszego. Zauważyłam też, że w niektórych mangach są pozmieniane imiona, np. w One Pice jest Ruffy, w Fairy Tail mamy Elsę, Jubię, Viscę, Zelfa, Roga (a to tylko niektóre przykłady przekręconych imion). Nie wiem z czego wynika taki zabieg, może zapisali je tak, jak się czyta? Na to by wyglądało.
W każdym bądź razie ilość mang jest u nich baaardzo imponująca :) sama kupiłam sobie 3 tomiki i 2 artbooki :)
Właśnie widziałam, że w OP są pozmieniane imiona, nie wiem czy to wynika z błędnego tłumaczenia czy jak.
UsuńOj tak ilość mang w Niemczech powala, nawet w zwykłych księgarniach, a jak trafiłam do sklepu z samymi mangami to chyba z pół h zajęło mi samo przeglądnięcie tytułów, które tam były.
Hej, bardzo fajne są takie porównania :). Też mi się (lojalnie) podoba bardziej nasze, ale dobrze wiedzieć, że było więcej kolorowych stron w mandze. To zresztą ciekawe, że wystarczy zrobić krok zagranicę, a już standardy wydawania są inne - tak jak pisałaś, brak obwolut, nieczyszczenie wszystkich sufiksów (czy jak ich tam zwą), zostawianie kunów itp. Ciekawa jestem, jak to odbierają niemieccy fani - czy np. irytuje ich zostawianie tych rzeczy, czy jest to naturalne i w ogóle tego nie zauważają.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne zestawienie!
Właśnie się zastanawiam, czy niemieckim fanom taki standard odpowiada, może żeby tytuły były bliższe oryginałowi i dlatego takie tłumaczenie i zostawianie niektórych krzaków. U nas też niektórzy narzekają jak się np. tytuł tłumaczy, albo ataki i woleliby żeby zostało po japońsku.
UsuńPorównanie wypadło bardzo ciekawie. Poza tym dobrze wiedzieć, że w ogólnym rozrachunku to właśnie nasze wydanie przedstawia się lepiej. ;3
OdpowiedzUsuńGłównie dzięki białemu papierowi nasze wydania wygrywają ;)
UsuńSuper sprawa z takimi porównaniami. Cóż mogę w tej kwestii powiedzieć, chyba tylko tyle, że jak już wszyscy dobrze wiedzą, Polskie wydania ogólnie starają się za bardzo nie ingerować zarówno w środek, jak i okładkę tytułu i robią wydania bardzo zbliżone do japońskich. Natomiast nasi sąsiedzi i nie sąsiedzi często puszczają wodzę wyobraźni. Pewnie tak też było z tym opisem postaci w niemieckim wydaniu. Czy to dobrze, czy źle nie mnie oceniać. Ważne, że Niemcom się podoba. xP
OdpowiedzUsuńW naszych wydaniach podoba mi się, że wydawcy (w większości) starają się tłumaczyć tytuły itp. no i lubię obwoluty :) Niemcom zazdroszczę kolorowych stron w wielu tytułach, które u nas ich nie mają, i oczywiście ilości mang jakie u nich wychodzą.
UsuńSzkoda, że w polskiej wersji nie ma tych kolorowych ilustracji, bo są naprawdę ładne T_T... z drugiej strony za 2 kolorowe strony nasze wydawnictwa potrafią podwyższyć ceny o 5 zł i więcej, a jakoś cena mangi odgrywa u mnie bardzo ważną rolę.
OdpowiedzUsuńNo niby tak, ale np. taka "Pandora Hearts" ma trochę większy (szerszy) format, kolorowe strony i kosztuje tyle samo co "Ścieżki". Nie wiem może po prostu przyjęło się, że szojki u nas nie mają kolorowych stron XD
UsuńKolorowe strony... ciekawe, dlaczego w polskim wydaniu ich nie ma. XD
OdpowiedzUsuńPrzy okazji odniosę się do opinii, że w Niemczech praktycznie wszędzie wymazują łatwe krzaki, a trochę trudniejsze zostawiają. To akurat nieprawda. Carlsen czyści wszystkie onomatopeje. Nawet te, których Waneko by nie ruszyło. Kiedyś porównywałam już polskie i niemieckie wydanie "Księcia Piekieł" i w tamtym przypadku to polskie wydanie wyglądało zdecydowanie gorzej od niemieckiego. Ale to SJG, a oni mają taką samą politykę, o której pisałaś powyżej.
Natomiast Egmont zostawia wszystkie krzaki (nawet te bardzo proste) i obok dodają przetłumaczoną wersję. Oprócz tego zostawiają też -kuny -chany, a jakość kolorowych stron jest w porównaniu do japońskiej wersji fatalna.
Tak więc każdy wydawca robi to inaczej. :)
Z Tokyopopu mam tylko "In these Words" i byłam bardzo zadowolona z wydania, ale dobrze wiedzieć, że w zwykłych mangach nie czyszczą onomatopei (Pierwotna wersja ItW była po angielsku, więc krzaków nie było). Chciałam coś od nich kupić, ale dam sobie spokój i poczekam za naszym lub amerykańskim wydaniem.
A samo porównanie wypadło bardzo fajnie i interesująco. Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze jakieś będzie ci się chciało robić. :)
Faktycznie masz rację, otworzyłam mangę od Carlsena i tam krzaków nie ma, jakoś bardziej musiały mi w pamięci zapaść tytuły od TP i Egmonta. W ogóle mam 2 mangi od niemieckiego Egmontu i w jednej krzaczory są wyczyszczone, a w drugiej nie XD więc nie wiem jak to u nich działa.
UsuńCo do podsumować w przyszłości na pewno jeszcze się jakieś pojawią :)
O! A w którym Egmont wyczyścił krzaczki? Niestety w moim ulubionym tytule wszystkie zostały, a aż się prosiły o wyczyszczenie. Miałam jeszcze ochotę zainwestować w "Saint Young Mena", o którym wspominałaś w którymś poście, ale jak zobaczyłam tłumaczenie/krzaki i kolorowe strony (a i te długo nie pobyły, bo w 3/4. tomie nagle zniknęły) w "Our Miracle" to mi się odwidziało. Ale nie ma na ten tytuł szans po ang. i po polsku, więc dalej mnie kusi. XD
UsuńInu-Yasha od Egmontu ma powyczyszczane krzaki nawet te ingerujące w rysunek, ale jest to jakieś "New Edition" 2in1, więc może dlatego :P
UsuńNo proszę, czyli jednak potrafią. :) Chociaż, jeśli dobrze pamiętam, to polskie wydanie tytułów Rumiko miało niemieckie onomatopeje, więc może obecne wydanie niemieckie, to pozostałość starego systemu czyszczenia krzaków. ;)
UsuńOdnośnie onomatopei, to najbardziej podobała mi się wypowiedź Kodanshy USA na pytanie o czyszczenie krzaków. Odparli, że czyszczenie zależy od tego: 1) czy stronie japońskiej na tym zależy, 2) czy są banalnie proste, bo jak za trudne, to nie ruszają i 3) czy edytorowi w ogóle chce się je czyścić. Przynajmniej są szczerzy. ;)
Bardzo podoba mi się wydanie polskich Ścieżek, bo Waneko wyjątkowo się postarało. Ślicznie wyglądają np. kolorowe okładki pod obwolutami, które kontrastują się z białymi obwolutami. Na minus zasługuje zdecydowanie zbyt mały format i brak kolorowych stron. Nie rozumiem czemu niektóre shouneny mają kolorowe strony a shoujo nie :(
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnych porównań ;)
ps. Dzięki za polecenie mojej notki :)
Właśnie nie wiem jaka jest zasada z kolorowymi stronami, czemu jedne wydania mają, a inne nie.
Usuń