Recenzja: Monster Petite Panic

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango
Kago jest mocą, z którą każdy człowiek przychodzi na świat. W zależności od pochodzenia może przybierać formę aniołów, diabłów, świętych bestii, demonów, zjaw i wielu innych bytów. Jeżeli jednak moc posiadacza nie jest zbyt silna, to nie będzie miała ona wpływu na jego codzienne życie.

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Komitet porządkowy w liceum, w którym uczniowie posiadają kago, ma zawsze pełne ręce roboty. Co bardziej wybuchowe osobowości ciągle wszczynają awantury między sobą, niszcząc swoją mocą szkołę. Ciężko takich delikwentów uspokoić i wtedy właśnie wkracza komitet, w którego skład mogą wejść tylko ludzie o nieprzeciętnym darze. Kojiro Suzuki z mocą Ifrita i Lauri Asagiri będący wcieleniem Lewiatana, pomimo posiadania przeciwstawnych żywiołów, wywiązują się ze swojej roli idealnie, tworząc perfekcyjny duet. Lauriemu nie wystarczają jednak koleżeńskie relacje i darzy swojego kolegę głębszym uczuciem. Czy ten związek ma szansę przekształcić się w coś więcej? I jaką rolę w tym wszystkim odegra przeszłość naszych bohaterów?

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Monster Petite Panic to krótka, zaledwie jednotomowa komedia z gatunku boys love. Akcja została umieszczona w szkole i wzbogacona elementami fantastycznymi. Bohaterowie posiadają różne moce przyporządkowane do  mitycznych stworzeń, wywodzących się między innymi z Biblii (Lewiatan, Belzebub), wierzeń muzułmańskich (Ifryt, najpotężniejszy pośród dżinów), czy mitologii japońskiej (Tengu - skrzydlaty demon). Jest to dość niespodziewana mieszanka kulturowa, ale same supermoce i ich pochodzenie to drugoplanowa kwestia w mandze. Kago służy do wszczynania/powstrzymywania burd w szkole oraz sprawia, że bohaterowie zmieniają swoją aparycję i wyglądają bardziej uroczo.

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Główni bohaterowie są jak ogień i woda, Suzuki to chłodny i opanowany brunet, za to Lauri tryska optymizmem i jest bardzo bezpośredni w kontaktach z innymi. W mandze przewija się jeszcze kilku chłopaków - rogaty Hiraoka, który jest dobrym przyjacielem powyższej dwójki, wyluzowany, były przewodniczący komitetu porządkowego Tengu oraz sprawcy ciągłego bałaganu w szkole, ogniste ptaki oraz Belzebub i Baal. Postaci są różnorodne i trochę szkoda, że nie dowiadujemy się o nich czegoś więcej, bo całą uwagę kradną główni bohaterowie. 

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Na uwadze trzeba mieć również fakt, że to yaoi z wyraźnym oznaczeniem +18. Trochę obawiałam się lektury, bo nie przepadam za tym gatunkiem, ale szybko o tym zapomniałam, zagłębiając się w czytaniu. Przez praktycznie całą mangę nie uświadczymy żadnych pikantnych scenek, chłopaki po prostu się przyjaźnią, czasem zaobserwujemy jakiś czuły gest, ale bez przesady. Dopiero kilkustronicowy dodatek na końcu dostarcza mocniejszych wrażeń i fani gatunku powinni być z niego zadowoleni. 

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Rysunki Neko Kandy są naprawdę przyjemne dla oka. Uczniowie to prawdziwe ciacha, a odpalając swoje moce wyglądają jeszcze lepiej. Lewiatan w swojej magicznej formie wygląda prawie jak dziewczyna i myślę, że fabularnie nic by się nie zmieniło gdyby nią w rzeczywistości był. Na początku chciałam napisać, że bohaterowie uczęszczają do szkoły męskiej, bo nie występują tu żadne przedstawicielki płci pięknej, ale dopatrzyłam się, że w jednym, małym kadrze przemyka jakaś randomowa uczennica. Postaci wychodzą rysowniczce bardzo ładnie, ale z tłami jest już trochę gorzej, albo w ogóle ich nie ma, albo są bardzo minimalistyczne, albo (gdy ukazane są budynki) wyglądają jak wstawione z jakiegoś kreatora.

Monster Petite Panic Neko Kanda wydawnictwo Dango

Bardzo byłam ciekawa jak będzie prezentować się pierwsza manga nowego wydawnictwa Dango i cieszę się, że otrzymałam możliwość sprawdzenia jej. Tomik ma wymiary 128 x 182 czyli takie jak np. standardowe wydania Studia JG, nie posiada obwoluty, za to są skrzydełka (tak jak u Kotori). Design okładki jest bardzo ładny, nie ma tu niepasujących kolorów, czy elementów, układ typograficzny tytułu jak najbardziej na plus. Z tyłu znalazły się również pasujące oznaczenia +18 i boys love z uroczymi pandami nawiązującymi do logo wydawnictwa. Zaglądając do środka przywitają nas dwie kolorowe strony, dalej mamy już czarno-białą mangę wydrukowaną na przyzwoitym, nieprześwitującym papierze z odpowiednio intensywnym drukiem. Z samym czytaniem nie ma problemu, marginesy wewnętrzne są odpowiednie, ale boję się zbyt mocno otwierać mój egzemplarz, bo pierwsza strona delikatnie zaczęła się rozklejać. Co do samego tłumaczenia, na początku brzmiało ono trochę dziwnie, ale im dalej tym lektura była bardziej płynna i przyjemna.

Monster Petite Panic Neko Kanda

Monster Petite Panic okazał się lekkim tytułem boys love, który klimatem przypominał mi trochę Bezsenne noce. Trochę żałuję, że historia była taka krótka, bo chętnie dowiedziałabym się nieco więcej o innych użytkownikach kago. Niemniej jednak manga pomimo kilku wad powinna przypaść do gustu fanom gatunku, a sama z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnych tytułów od wydawnictwa Dango.





11 komentarzy:

  1. No niestety, ja w miarę czytania byłam coraz bardziej zawiedziona tłumaczeniem, które w kilku miejscach zostało zabite (nie będę się nawet produkować, mogę polecić np. forum Waneko, gdzie osoba lepiej znająca japoński się rozpisała), tak samo zostawienie "koga" zamiast zwyczajnie to słowo przetłumaczyć, bo według wydawnictwa "brzmi fajniej" to dla mnie trochę takie tłumaczeniowe średniowiecze. W ogóle to strasznie dziwne, że rzeczy tłumaczone są wybiórczo - niektóre zostawione, niektóre przetłumaczone dosłownie, niektóre pozmieniane na bardziej wymyślne nazwy. A już gwoździem do grobu jest dla mnie schodzący z okładki laminat, tyle osób narzekało, a ja cieszyłam się, że mi się jednak nie trafił felerny egzemplarz... a tu chwila nie minęła i już złazi jak pod obwolutami niektórych mang Yumegari.

    Fakt - pierwsze wydanie mogło być dużo gorsze, ale... niestety najlepsze też nie było. Jak na pierwszy tytuł nie jest w sumie źle, ale mam nadzieję, że dzięki takiemu wstępnemu sprawdzeniu się wydawnictwo będzie mogło wyciągnąć wnioski i kolejne wydania będą dużo lepsze.

    Sam tytuł jest bardzo przyjemny i naprawdę niezłe z niego czytadło. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ciekawości - jak przetłumaczyć ten termin na polski, skoro mówimy tutaj o zupełnie abstrakcyjnym, wymyślonym przez autorkę terminie? Jak jestem zwolenniczką spolszczania, tak tutaj zwyczajnie nie widzę alternatywy. Bardziej przeszkadza mi językowe drewno, ale widziałam angielskie skanlacje i były równie drewniane (jeśli nie bardziej, tlumaczce raczej się drewno zdarzało niż stanowiło regułę), więc może to urok języka autorki, trudno powiedzieć. Swoją drogą to śmieszne, że forum Waneko czepia się tłumaczeń, skoro to właśnie to wydawnictwo trzepie najwięcej faili (jak ankiety w sprawie tłumaczeń czy słynna afera wokół Sekaiichi) - no chyba że użytkownicy też po Waneko jadą, w co troszkę śmiem wątpić, znając ich powszechny kult. Swoją drogą, mi z okładki nic nie złazi, a manga trochę mi się w torbie tarmosiła. Bardziej przeraża mnie za to kolorowa strona, strasznie gazetowa. No i tradycyjna dla tego typu mang skłonność do rozklejania się...

      Usuń
    2. Anonimowy1.2.16

      Ktoś już chyba pisał na forum kaguneko, że "kago" nie było wymyślone na potrzeby mangi, tylko jest normalnym, japońskim słówkiem oznaczającym "opatrzność, łaskę, dar boży".

      Usuń
    3. Chyba nie bywasz na forum Waneko, Verien xD Tam użytkownicy jeżdżą równo po wszystkich wydawnictwach i były duże dramy np. o zostawienie kagune w Tokyo Ghoulach, czy nie przetłumaczenie tytułu Tasogare otome Amnesia.

      Usuń
    4. Verien - "z ciekawości" to odesłałam specjalnie do forum Waneko, gdzie wszystko ktoś wyjaśnił i nie trzeba gdybać, czy kago to rzecz zmyślona.

      Usuń
    5. Właśnie przeglądałam forum Waneko i rzeczywiście jest kilka kwestii, które można było lepiej rozegrać, np. żarty, ale ogólnie problemów z lekturą nie miałam tak jak np. w przypadku Mushishi czy przy pierwszych tomach Doll Song. Jestem za tłumaczeniem wszystkich słówek japońskich, ale akurat w tym przypadku zostawienie kago mi nie przeszkadzało, zwłaszcza, że nie wiem czy na język polski dałoby się je pasująco przełożyć.
      W moim tomiku laminat na szczęście się trzyma ;)
      Też myślę, że jak na pierwsze wydanie nie jest tak źle i wydawnictwo na pewno się jeszcze wyrobi.

      Usuń
    6. Fakt, dawno nie czytałam nic od Yumegari... ale jak sobie przypomnę jakie drewno zrobili z niektórych tytułów, za którymi przepadam (moja Hidaczka ;A;), to fakt, tutaj nie ma drewna. xD

      Usuń
  2. Anonimowy1.2.16

    "Swoją drogą to śmieszne, że forum Waneko czepia się tłumaczeń skoro to właśnie to wydawnictwo trzepie najwięcej faili " - na forum są różne osoby, niekoniecznie z wydawnictwa. Ale fakt, Waneko ma sporo niezbyt udanych decyzji tłumaczeniowych ( a właściwie to nie-tłumaczeniowych).
    Afera wokół Sekaiichi? Możesz przybliżyć temat?

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pierwszą mangę od Dango jakoś nie mam ochoty (chociaż jako lekkie czytadło mogłoby być w porządku), jednak trzymam kciuki za ich kolejne tytuły. Oby okazały się dobrym wyborem. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż naszła mnie ochota żeby to przeczytać :D. Kreska jest taka słodziaśna :O. I ta kolorowa grafika- cudo. Gdyby nie gatunek i brak miejsca na półce z chęcią bym kupiła. Dango bardzo się postarało przy wydaniu, mam nadzieję że będą trzymać poziom. Czekam na (mam nadzieję bardziej trafiony dla mnie) kolejny tytuł od nich ^^.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem fanką tego gatunku, ale z dziwnych przyczyn mam ochotę przeczytać ten tytuł. Podoba mi się grafika i sama historia wydaje się być ciekawa, więc czemu nie.

    OdpowiedzUsuń

My profile picture
Grafikoholiczka nie wyobrażająca sobie dnia bez włączenia programu graficznego, interesująca się mangą i anime od czasu emisji Sailorek w tv. Za sprawą hobby rodzą się takie rzeczy jak prace graficzne, rysunki, przemyślenia i recenzje.
bla