Dzisiejszy post będzie najbardziej apetyczny ze wszystkich na blogu, dlatego nie czytajcie go na głodniaka.
Będąc w Japonii nie mogłam się doczekać aby skosztować ich lokalnej kuchni. W Polsce niejednokrotnie jadłam sushi czy ramen, ale wiedziałam, że to nie będzie to samo. Już na wstępie poinformowano nas, że sushi nie jest tak popularne jak nam się może wydawać, a znalezienie knajpki serwującej ten specjał może nie być takie proste (przez co sporo osób w grupie było wielce zadziwionych i rozczarowanych tym faktem). Od naszej japońskiej przewodniczki dostaliśmy specjalne karteczki z najpopularniejszymi daniami, rodzajami potraw, restauracji i alkoholem, które miały nam pomóc w odnalezieniu się w azjatyckich smakach.
Taka checklista dostarczyła nam sporo zabawy, gdy staraliśmy się szukać różnorodnych knajpek z pysznym jedzeniem. Niestety, nie dało się wszystkiego odhaczyć w tak krótkim czasie. Nasz dzień wyglądał tak, że wstawaliśmy rano, jedliśmy śniadanie i do około 17-18 zwiedzaliśmy. W trakcie nie było czasu na jakiś lunch czy obiad, jedynie jakieś przekąski typu bułka czy lody. Zawsze mieliśmy trochę wolnego czasu, ale woleliśmy przeznaczyć go na dokładniejsze zwiedzenie obiektu lub kupienie pamiątek. Dopiero wieczorem, gdy wracaliśmy do hotelu i był czas wolny, można było rozejrzeć się za jakąś treściwą kolacją. Wyjazd oferował dodatkowo płatne obiado-kolacje i spora część grupa miała je wykupione, ale moim zdaniem ciekawiej jest samemu pochodzić, dodatkowo pozwiedzać i znaleźć klimatyczną miejscówkę wśród lokalnej społeczności. Zacznijmy jednak od śniadań (wybaczcie za jakość niektórych zdjęć, robione były kalkulatorem).
Śniadania
Jeżeli będziecie nocować w hotelach w Japonii polecam brać opcję ze śniadaniem. Wszędzie gdzie byliśmy śniadania były naprawdę dobre i zróżnicowane. Potrawy i dodatki wystawione były w formie szwedzkiego stołu i można było sobie ponakładać po trochu wszystkiego. Taka opcja wychodzi na pewno taniej niż jakby się miało zafundować sobie takie śniadanie w lokalu. Ja niestety rano byłam nie do życia, więc nie jadłam za dużo i raczej wybierałam coś lekkiego, ale mój małżonek chętnie testował wszystko co mu się nawinęło, stąd na zdjęciach, głównie jego talerze. Oprócz standardu typu jajecznica i chleb, nieodłączna była zupa miso, wędzone rybki i onigiri. Sporo było też ziemniaczanych krokietów, panierowanych krążków z kalmara czy słodkich owoców i sałatek. Raz jadłam nawet curry i takoyaki.
Hotele w których byliśmy: Vista Kamata (Tokio), Grand Hotel (Hamamatsu) i Osaka Garden Palace (Osaka).
Ramen
Pierwszego dnia wieczorem, długo szwendając się po Shibuyi, trafiliśmy na pyszny ramen. Na przystawkę wzięliśmy pierożki gyoza.
W tym miejscu spotkała nas też zabawna historia. Jako że byliśmy obładowani po zakupach i mega zmęczeni, mój luby zostawił tam czapkę. Zorientował się o tym dopiero po 2 dniach, a jako, że był do niej dość przywiązany, wróciliśmy zapytać czy może jej tam nie znaleźli. Po dość długiej konwersacji angielsko-japońskiej (on po angielsku, obsługa po japońsku) udało się powiedzieć o co chodzi i wtedy obsługa przyniosła koszyk z rzeczami znalezionymi. Czapeczka się znalazła i wszyscy byli zadowoleni.
Sushi
Następnym obiadkiem było (a jakże by inaczej) sushi. Tak jak nasz przewodnik mówił trzeba było trochę pochodzić żeby znaleźć miejsce serwujące ten specjał. Restauracja znajdowała się niedaleko dworca Kamata. W ogóle z jedzeniem w Japonii jest tak, że im bliżej dworca tym więcej knajpek z pysznościami. Także warto się w tamtych rejonach rozglądać szukając dobrego miejsca na obiad. Nie trzeba się obawiać, że się czymś strujemy tak jak u nas przy dworcach, gdzie w budach możemy zjeść kebsa lub zapiekankę. Nie, w Japonii jest wręcz odwrotnie, wszystko jest smaczne i świeże. Wracając do sushi ze zdjęcia, w lokalu szefem kuchni był przesympatyczny starszy pan, który kleił sushi. Widząc jak nie możemy sobie poradzić ze zjadaniem pojedynczych kuleczek ikry, z uśmiechem podał nam łyżkę, żebyśmy się nie męczyli.
Sushi jedliśmy jeszcze raz kupione w 7-Eleven. Pech chciał, że trafiliśmy na takie z natto, czyli ze sfermentowanymi ziarnami soi. To była jedyne jedzenie jakie nam nie smakowało. Było okropne. Potem już uważaliśmy żeby nie kupić czegoś z natto.
Yakisoba
Oglądając shibazakurę, udało nam się zjeść yakisobę, przyrządzaną na stoisku, wśród różowych kwiatów. Obok stał automat, w którym trzeba było wybrać jaką wersję chciałoby się zjeść i po wydrukowaniu bileciku, podawało się go pani na kasie. Wybraliśmy na chybił-trafił bo wszystko było po japońsku.
Yakisoba w Osace |
Okonomiyaki
Czym byłaby nasza wyprawa, gdybyśmy nie spróbowali japońskiej pizzy - okonimoyaki. W Osace te placki jedliśmy dwukrotnie. Pierwszy raz w małym lokalu przy stacji, gdzie przynieśli nam okonomiyaki do stolika na czymś à la gorąca patelnia. W knajpce było bardzo miło, przychodziło mnóstwo ludzi, w większości Japończycy, zarówno rodziny z dziećmi (które gapiły się na nas z zainteresowaniem), jak i starsze małżeństwa oraz nastolatkowie. Piliśmy tam również pyszne wino śliwkowe.
Drugi raz poszliśmy do restauracji polecanej przez lokalny przewodnik w okolicach Namby. Strasznie ciężko było znaleźć to miejsce, bo mapa zamieszczona w broszurze była jakby narysowana "na oko", a sama jadłodajnia znajdowała się na piętrze większego budynku. Tam przy każdym stoliku umieszczona była gorąca płyta na której kucharz na naszych oczach przygotowywał placki. Mąż wziął yakisobę, a ja wzbogaconą o makaron wersję okonomiyaki - modanyaki. Jedzenie było pyszne, ale gorąca płyta i prawie 30 stopniowy upał na dworze (oraz szklaneczka shochu) sprawiły, że dość szybko opuściliśmy restaurację.
Burgery
Tak, tak dobrze widzicie, pewnego dnia zgrzeszyliśmy i jedliśmy hamburgery, ale nie w Macu tylko w japońskiej sieciówce Mos Burger. Będąc w Hamamatsu, po całym dniu zwiedzania, byliśmy już tak głodni i zmęczeni, że wstąpiliśmy do napotkanej burgerowni przy głównej ulicy. Jako, że czytałam kiedyś o tym fastfoodzie, byłam ciekawa jak smakują lokalne kanapki. Burger jak burger szału nie było. Na uwagę zasługuje na pewno wersja z bułką zrobioną z ryżu, której my akurat nie wzięliśmy.
No to tyle w pierwszej części. W kolejnej zajmiemy się przekąskami i słodyczami. Do następnego!
No to tyle w pierwszej części. W kolejnej zajmiemy się przekąskami i słodyczami. Do następnego!
Przeczytałam, kiedy nie byłam głodna, ale teraz już jestem! XD
OdpowiedzUsuńTo japońskie japońskie jedzenie było o wiele lepsze od polskiego japońskiego jedzenia? :D
(ranyy, ramen wygląda pysznie!)
Lepsze bo świeże i my w Polsce nie mamy takiego szerokiego dostępu do niektórych składników. Zwłaszcza sushi smakowało mega pysznie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszystko wygląda super. I faktycznie w Japo przez to, że jedzą tyle rzeczy na surowo to wszystkie sklepy/restauracje itp. muszę przestrzegać terminów ważności (a przynajmniej tak nam powiadają nauczyciele), ale wiadomo, że i przy takich przepisach zawsze może się coś nieświeżego trafić, nie każda restauracja jest równie dobra no i jak się ma słaby żołądek na surowiznę to jednak trzeba uważać. Ja jadłam na surowo dwa razy (nie sushi, a mięso, bo do sushi nie mogę się przełamać, robi mi się niedobrze od samego zapachu, więc nie jestem w stanie nawet wejść do knajpy, jak zawędrowałam w markecie na dział z rybami to musiałam wyjść bo jeszcze chwila a opróżniłabym zawartość żołądka) i niestety mój żołądek odmówił posłuszeństwa, nie jestem do tego stworzona. ^^"
OdpowiedzUsuńNie no wiadomo zawsze trzeba uważać, zwłaszcza przy surowych rzeczach. Ale masz niefart z tym sushi, ja bym mogła pewnie codziennie je wcinać, ale swego czasu też miałam do niego awersję, bo nie dość, że surowa ryba to jeszcze... ryż, którego nie lubiłam. Przed wyjazdem do Japonii byłam kilka razy w polskich suszarniach i mi zasmakowało. Chyba z wiekiem mi się smaki zmieniają, bo sporo teraz jem rzeczy na które nie mogłam kiedyś patrzeć ;)
UsuńJedzenie w Japonii to coś świetnego! Nie dość, że pyszne to jeszcze zdrowe :D Szkoda, że tutaj jest takie drogie, bo chętnie jadłabym je częściej.
OdpowiedzUsuńMmmmm, wygląda pysznie! Aż by się chciało spróbować wszystkiego po kolei. ;) Słyszałam ostatnio opinię, że natto nie jest wcale takie złe, jednak jakoś temu nie dowierzam i też wolałabym się trzymać od tego specjału na dystans. :P
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach niektóre rzeczy wyglądają naprawdę zachęcająco, chociaż znając moją niechęć do wszelkich nowości i surowizny, pewnie bym koniec końców nie spróbowała. Ciężki ze mnie przypadek jedzeniowy, ale za to zdjęcia apetyczne :D
OdpowiedzUsuńPolecam omurice <3 a w Polsce dobry ramen można zjeść w AkitaRamen :D
OdpowiedzUsuń