4 urodziny MANGArni


Hej, hej, hej, nigdy nie zgadniecie, to już 4 urodziny MANGA-rni!

Sto lat, sto lat?

Jak ten czas szybko leci, prawda? Tym razem rocznica bez infografiki bo wstyd pokazywać jakiekolwiek cyfry. Napiszę tylko, że wszystkich notek było trochę mniej niż miesięcy. Przeważającą tematyką postów były mangowe nabytki, te ukazywały się najczęściej. Całkiem sporo powstało też wypocin około-japońskich (o jedzeniu, czy zorganizowaniu wycieczki do tego kraju). Recenzje pominę milczeniem. Niesłabnącą popularnością cieszą się podsumowania kolekcji. Wciąż lubicie czytać o tym co mi wpada nowego na półkę (nie dziwię się, ja również bardzo lubię podpatrywać co u Was nowego). Niezłe staty osiągnął też post z prezentami dla fana mangi i anime, cieszę się, że temat się przyjął.

Co ostatnio działo się z blogiem i dlaczego?

Nie da się ukryć, że z moim blogowaniem od jakiegoś czasu jest coś nie tak. Notki pojawiają się od święta, gdzieś zniknęły co(kilku)miesięczne podsumowania, a recenzje praktycznie przestały istnieć. Cud, że jakoś doczołgałam się do tych urodzin. Rok 2017 (a raczej jego druga połowa) był pełen przemyśleć i rozkminy nad różnymi rzeczami ważnymi w moim życiu. Do tego dochodzi praca, która ostatnimi czasy stała się bardzo intensywna. Z dnia na dzień, coraz ciężej było wygospodarować czas na bloga, zwłaszcza, że tworzenie postów jest bardzo czasochłonne. Nie chodzi tylko o sam tekst (który czasem powstaje w bólach), ale przede wszystkim o oprawę graficzną. Zdjęcia, nagłówki, obróbka w Photoshopie lub Lightroomie kosztuje sporo czasu, a nie lubię półśrodków i nie chciałabym obniżać poziomu. Z drugiej strony w tym roku mam zamiar intensywnie poświęcić się mojej drugiej pasji - grafice, a dokładniej ilustracji. Najłatwiej byłoby pewnie zamknąć bloga, pożegnać się i cześć albo pozostawić go samemu sobie, aby zdychał powolutku w odmętach zapomnienia. Długo się nad tym zastanawiałam, ale nie mam serca zostawić tego w ten sposób. MANGArnię traktuję, jak takie moje małe dziecko, które pieczołowicie pielęgnowałam przez te kilka lat. Więc...

Co dalej?

Na pewno nie chcę zrezygnować z bloga, ale muszę pomyśleć nad jakimiś optymalnymi zmianami. W pierwszej kolejności chciałabym napisać relacje z zeszłorocznej wycieczki do Japonii. Sprawa wydaje się o tyle prostsza, że większość spisywałam na bieżąco, zdjęcia też już są, więc w teorii powinno pójść sprawnie. Zależy mi na publikacji tych wspomnień również dla mnie, jako pamiątki, która tak szybko nie zatrze się w pamięci.
Trzeba by ruszyć z powrotem z podsumowaniami. Problem jest tylko taki, że od jakiegoś czasu kupuję mangi bardzo nieregularnie, więc na comiesięczne wpisy nie ma co liczyć, ale raz na jakiś czas notka powinna się pojawić. Póki co, nowości na mojej półce możecie oglądać na instagramie.


Z życia wzięte

Anime

Aby notka była bardziej optymistyczna, trochę o tym co ostatnio z japońskiego podwórka udało mi się obejrzeć.
Na pierwszy ogień znana i lubiana seria Mahoutsukai no Yome. Tytuł praktycznie bez wad, jest to moja ulubiona, odprężająca seria, zaraz po Natsume. Nie jestem niestety z nią na bieżąco, ale na razie nie chcę za bardzo wyprzedzać mangi, więc czekam na nowe tomy od Studia (tylko nie wiem czy się doczekam ;)).

Z tego sezonu zaczęłam Koi wa Ameagari no You ni, o którym pisałam co nieco na fanpage'u. Ciepła, romantyczna historia o miłości (czy raczej zauroczeniu) uczennicy do dużo starszego mężczyzny. Piękne kolorystycznie, z ładną animacją i ciekawym chara designem, a do tego te wszędobylskie "kira, kira, pika, pika". Nie do końca przekonuje mnie wątek miłosny z tak dużą różnicą wiekową, ale po każdym odcinku czuję jakąś taką błogość i ciepło w serduszku. 


Jakoś na początku roku na Netflixie swoją premierę miało anime o wdzięcznej nazwie Devilman Crybaby. Widziałam wcześniej zwiastun, który mnie zaciekawił, a później od niechcenia odpaliłam sobie opening. Po muzyce, animacji i kompozycji czołówki ja już wiedziałam, że nie mam do czynienia ze zwykłą serią i to będzie COŚ. Dość luźna 10-cio odcinkowa adaptacja mangi Go Nagai'a opowiada o świecie, w którym obok ludzi żyją demony. Ukrywają się w nich, przejmując ich ciała. Główny bohater Akira, po latach spotyka się ze swoim przyjacielem z dzieciństwa Ryou, który wyjaśnia mu, że jeżeli człowiek opętany przez potwora zachowa swoje ludzkie serce, będzie mógł go okiełznać i zyska nadnaturalne zdolności. Akirze to się udaje i staje się Devilmanem, walczącym w obronie ludzkości z demonami.

Opis brzmi bardzo stereotypowo, ale nie dajcie się zwieść bo pod płaszczem superbohatera trzepiącego tyłki tym złym, kryje się wiele ukrytych symboli i alegorii, a wszystko nie jest takie proste i ładne jak się na początku wydaje. Na starcie animacja może trochę odrzucać, wydaje się uproszczona i bez cieniowania, do tego dochodzi sporo scen seksu i walające się to tu i tam flaki. Szybko idzie się przyzwyczaić i teraz nie mogę sobie wyobrazić aby seria miała mieć inną animację. Ba, dzięki pewnym uproszczeniom kreska wydaje się bardziej plastyczna, często możemy zaobserwować malarskie i rysunkowe tekstury oraz świetnie dobraną paletę kolorów. Jestem zachwycona tą serią, dla mnie jest to anime roku i nie sądzę żeby cokolwiek dało radę to przebić. A może by tak któreś wydawnictwo zainteresowałoby się mangą?


Po Devilmanie ciężko było mi się zabrać za cokolwiek innego, bo wszystko wydawało mi się zbyt płytkie i stereotypowe. Dlatego sięgnęłam po starego i sprawdzonego Stalowego Alchemika (Brotherhooda). Było o tyle łatwiej, że Netflix ma go teraz w swojej ofercie (pierwszą serię również). Miło było przypomnieć sobie przygody braci Elric. Pomimo upływu lat anime wciąż ogląda się z wypiekami na twarzy. Seria była też dobrą rozgrzewką przed filmem live action, który oglądałam w weekend. Na wstępie zaznaczę, że nie było tak źle. Po amerykańskim Notatniku Śmierci mam dużo niższe wymagania przy oglądaniu ekranizacji anime i mang. Sam film rzeczywiście tragiczny nie był, zwłaszcza początek był całkiem klimatyczny. Do tego jak na japońskie kino film miał całkiem niezłe CGI (zdarzały się również wtopy jak np. gumowe żeberka Gluttonego). Największą bolączką filmu okazał się oczywiście czas. Nie było opcji żeby w dwugodzinnej produkcji zmieścić wszystkie wątki, dlatego oglądamy tylko wycinek przygód braci, z pomieszanymi scenami. Relacje między bohaterami zostały spłycone (zwłaszcza Hughes-Mustang), a niektóre postaci z niewiadomych względów zyskały więcej czasu antenowego (np. Winry). Na plus zasługuje dobór aktorów, do gustu przypadł mi Mustang, Riza też była fajna. Bracia ok, do Eda szybko się przyzwyczaiłam, chociaż na początku wydawał mi się zbyt arogancki i za wysoki ;) Porażką jest dla mnie aktorka grająca Winry i nie wiem czy to wina scenariusza, czy jej gra aktorska, jak dla mnie nie przypominała oryginału w żaden sposób, była głośną i irytującą panienką w ładnych strojach. Naiwnie czekałam, że szybko zniknie z ekranu.

O samym filmie można by napisać jeszcze dużo, ale to nie miejsce na recenzję, więc wypiszę jeszcze tylko ogólnikowe plusy i minusy, które zanotowałam sobie podczas seansu:
+ wygląd Prawdy, bardzo fajnie to sobie wymyślili, dzięki czemu ten byt nie wyglądał na zbyt przerysowanego, a z drugiej strony wyglądał jak coś nierzeczywistego i ulotnego.
+ Gluttony praktycznie żywcem wyjęty z anime (oprócz gumowych kości), zresztą Lust również dobrze się prezentowała
+ scena z Niną, bardzo klimatyczna i straszna
- Winry, która szlajała się z braćmi przez cały film, nie zachowywała się jak mechanik, tylko koleżanka na wakacjach
- Relacje między bohaterami, przyjaźń Hughesa z Edem, po macoszemu potraktowane relacje z Mustangiem. Przez brak czasu zażyłości z różnymi bohaterami często były zbyt przesadzone i nielogiczne
- Dziury fabularne 
+/- Mustang wie wszystko, jest strasznie domyślny, podejmuje szybkie decyzje, po prostu idealny główny bohater. W pewnym momencie przejrzał on całą intrygę na wylot, gdzie w tym samym czasie Ed stał z boku ze skonfundowaną miną. Tylko nie wiem czy zaliczyć to jako plus czy minus.



Zapowiedzi wydawnicze

Od pewnego czasu wydawnictwa szaleją i zarzucają nas lawiną zapowiedzi. Zwłaszcza przed Pyrkonem widać wzmożony ruch. Moją uwagę przykuło kilka tytułów i o dziwo największe wrażenie zrobiło na mnie Kotori. Bardzo podoba mi się ich zróżnicowana oferta. Na pewno wezmę od nich Fumetsu no Anata e, autorki Kształtu twojego głosu. Kształt jest super, podoba mi się styl mangaki i chętnie zapoznam się z jej kolejnym dziełem. Zwłaszcza, że okładki są bardzo ładne. Kolejną ciekawą nowością jest Dziewczyna znad morza Inio Asano. Jestem ciekawa wszystkich tytułów tego autora, dlatego cieszy mnie, że kolejne wydawnictwo po niego sięga. Może będzie szansa na Punpuna? Zastanawiam się czy nie kupić na spróbowanie Yotsubato!, z jednej strony lubię komedie, a z drugiej nie lubię dzieci, więc mam dylemat. 

Z JPFowych nowości przychylnym okiem patrzę na Aoi Uroko To Suna No Machi bo to krótki josei o niestandardowej kresce, a joseie są u mnie mile widziane, Pietę również przygarnę. Ledwo udało mi się skompletować Blame'a w twardej oprawie, a wydawnictwo od razu zapowiedziało następcę serii deluxe - Battle Angel Alitę. Podstawkę na pewno kupię, nad kontynuacjami muszę się zastanowić. 

Zapowiedzi innych wydawnictw nie przypadły mi do gustu, ale może jeszcze coś szykują? Jeśli nie, to będę mogła skoncentrować się na już wychodzących seriach. A Wam jakieś zapowiedzi wpadły w oko?

Na koniec bardzo proszę o wypełnienie ankiety, która pozwoli mi lepiej rozwijać bloga :)






12 komentarzy:

  1. Sto lat, sto lat, niech MANGArnia żyje nam~ Nie zamykaj, nie znikaj, raz na ruski rok, ale zawsze uda się coś naskrobać ;) I tego Ci życzę. Jesteś już którymś głosem narzekającym na Winry i zaczynam się bać XD Z pewnie też wezmę na spróbowanie po tomiku Yotsubato i Fumetsu. Miałam wziąć też Asano, ale po przejrzeniu ochota mi przeszła. Josei od JPF kupiłam sobie na gwiazdkę, więc teraz tylko czekam na premierę. Tak liczyłam ostatnio, to w tym miesiącu było 15 zapowiedzi, w tym 9 BL...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia :)
      Fani BL muszą czuć się rozpieszczani, praktycznie każde wydawnictwo zapowiada dla nich jakieś dobra. Nie jest to mój gatunek, za to cieszę się na wieść o każdym joseiu.

      Usuń
    2. Mam podobnie. Z BL mam jedynie pierwszą część "Usłyszeć ciepło słońca" i to tylko dlatego, że wszyscy zapewniali że bl tam niewiele. Joseie (nie będące bl ani gl, bo zaraz ktoś się przyczepi :P) chętnie przygarnę.

      Usuń
  2. Wszystkiego najlepszego! <3 <3 <3
    Statystykami się nie przejmuj. Całkowicie rozumiem brak czasu na ogarnianie życia i bloga - chęci często są duże, ale z czasem jest już gorzej. Ważne by chociaż raz na jakiś czas (czy to FB czy instagram czy blogasek) dać znać, że się żyje. :P Dlatego wytrwale będę czekała na Twoje posty! :D

    Do części o anime/filmie:
    Tak jak Ty bardzo lubię "Oblubienicę" i też traktuję ją jako taką przyjemną serię na rozluźnienie. Czekam aż sezon anime dobiegnie już końca, gdyż wolę je obejrzeć "na raz". Poza tym na mojej liście znalazło się "Koi wa Ameagari..." oraz Devilman i czuję się zachęcona do szybszego sięgnięcia po te serie. :D A co zaś tyczy się FMA to przymierzam się do filmu na ten weekend, jednak zaczęłam się zastanawiać czy nie obejrzeć najpierw Brotherhooda do końca. Jakoś tak się stało, że nigdy go do końca nie obejrzałam... Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem. Shame-bell for me...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaay dzięki :)
      Koniecznie napisz mi co sądzisz o Devilmanie, jak już go obejrzysz. Nie każdemu przypada do gustu, jest dość specyficzny ;)
      Oj tak Brotherhooda warto obejrzeć przed filmem, bo jest tam kilka wątków znanych z końcówki anime (ale zupełnie inaczej przedstawionych).

      Usuń
  3. "Yotsubato!, z jednej strony lubię komedie, a z drugiej nie lubię dzieci, więc mam dylemat"
    Yotsuba to nie takie zwykłe dziecko, więc może ją polubisz :D Ja też nie przepadam za dziećmi, ale tę mangę uwielbiam (uwielbiałam? ostatni raz czytałam ją trzy lata temu - miło będzie ją sobie odświeżyć).
    Ech, cieszyłam się, że nie trafiają do mnie zapowiedzi dłuższych serii (+5 tomów), a w tym roku mam już Promised Neverland + zapowiedziana Yotsuba i chyba też Fumetsu no Anata e. Co do tego ostatniego... Kompletnie nie byłam zainteresowana tą serią, ale dobre opinie o tym tytule podkusiły mnie, żeby sprawdzić "jeden rozdział". Ekhem, obecnie jestem na 41 rozdziale i doczytam skany do końca. Trzy razy już na tej mandze płakałam, ale smutek wcale nie odbierał mi chęci do dalszego czytania. Ten tytuł zdecydowanie coś w sobie ma, strasznie wciąga. Jeśli poziom się utrzyma, kupię na pewno. Coś czytałam, że ostatnie rozdziały nie są najlepsze, odpukać.

    Też bym chciała tego Devilmana obejrzeć, ale... ostatnio nie mam chęci na oglądanie anime. Taki paradoks xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dam szansę Yotsubie, na pewno wezmę jeden tom na spróbowanie.
      Twoja pozytywny wpis na temat Fumetsu no Anata e jeszcze bardziej zachęca mnie do serii. Powstrzymam się od czytania skanów, żeby mi się lepiej chłonęło polskie wydanie :D
      Devilman to takie w sumie anime-nieanime, przez tą specyficzną kreskę. Polecam od serduszka ;)

      Usuń
  4. Gratulacje i oby do pięciu lat, bo to już taka "poważna" rocznica! ^^
    Powodzenia w pisaniu notek, dobrze wiem jakie to uczucie, kiedy na blogu pustka, a notki napisać się nie ma ochoty/czasu. Ale bardzo lubię Twoje posty, bo są zarówno ładne, jak i przyjemne do czytania. :>
    Te nowości równocześnie bardzo mnie cieszą (od dawna nie było takiej "plagi" tytułów na polskim rynku, które tak bardzo chciałabym kupić) i bolą w portfel. XD Inio Asano kocham, gdyby wydali w Polsce PunPuna to spełniłoby się jedno z moich mangowych marzeń.
    Z Yotsubato mam podobny dylemat, plus u mnie dochodzi kwestia tego, że ja za takimi "nudnymi" okruchami życia za bardzo nie przepadam. Zobaczymy, może wezmę pierwszy tomik na spróbowanie.
    Fumetsu no Anata e też biorę, w końcu to autorka Koe no Katachi, biorę w ciemno. XD
    Podobają mi się też strasznie te dwa Ble od wydawnictwa JG, te z taką uroczą kreską; jest śliczna i na chwilę obecną mam twarde postanowienie, że oba te tytuły kupię.
    ...tylko jeszcze nie wiem za co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niecierpliwie czekam na PunPuna. Może dobra sprzedaż Dziewczyny znad morza sprawi, że Kotori zainteresuje się PunPunem. W sumie pewnie Hanami ma to na kiedyś w planach, ale ileż to można czekać :D
      Yotsubato to chyba bardziej komedia, więc może nie będzie tak źle.
      Wiedziałam, że Fumetsu Cię zainteresuje ;P
      BL to na szczęście nie mój gatunek, więc portfel odetchnie.

      Usuń
  5. Trochę spóźnione te moje życzenia, ale wszytskiego najlepszego! ;)
    Powodzenia z wprowadzaniem zmian. Sama też od pewnego czasu myślę nad jakąś reorganizacją bloga po tym jak go zaniedbałam, zobaczymy co z tego wyjdzie.
    Z "Mahoutsukai no Yome" miałam się najpierw zabrać za mangę (na razie pierwszy tom za mną), ale anime też kusi... Do "Koi wa Ameagari..." z początku nie byłam przekonana, ale okazało się, że całkiem miło się to ogląda. Do obejrzenia live action FMA dopiero się przymierzam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszegoooo! Ja po pewnym czasie zrezygnowałam z podsumowań - kiedyś były fajne, ale nie nadążam z czytaniem wszystkiego, a bez to można po prostu wrzucić gdzieś jakieś zdjęcie i wystarczy.


    Od Devilmana Crybaby odrzuciła mnie kreska - wytrzymałam 10 minut, pomijając to, że estetyka nowych anime rzadko do mnie trafia to animacja wydawała mi się po prostu byle jaka. Chyba jednak wolałabym przeczytać mangę.

    Gdyby Yamada przeczytał, że był za wysoki na Edka na pewno by się ucieszył <3, on zawsze był jednym z niższych japońskich idoli, w Hey!Say!JUMP chyba tylko Chinen jest od niego niższy ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkiego najlepszego! :) Mam nadzieję, że znajdziesz czas i chęci na pisanie częściej w tym roku.
    Czytam MANGArnię praktycznie od początku - i wreszcie odważyłam się napisać komentarz...

    Do mnie też tegoroczne zapowiedzi Kotori najbardziej trafiają. Cieszę się bardzo, że to wydawnictwo się tak rozwinęło, z roku na rok ma coraz ciekawszą ofertę. Mało która z zapowiedzi mnie nie interesuje. :D
    Za to nie mogę zgodzić się co do Devilmana. Kreska mi bardzo podpasowała i za serial wziął się jeden z moich bardziej lubianych reżyserów, ale całość mnie rozczarowała. Po solidnym początku było już tylko coraz śmieszniej i łopatologiczniej.
    Ten post sprawił, że mam ochotę na kolejny rewatch FMA. :>

    OdpowiedzUsuń

My profile picture
Grafikoholiczka nie wyobrażająca sobie dnia bez włączenia programu graficznego, interesująca się mangą i anime od czasu emisji Sailorek w tv. Za sprawą hobby rodzą się takie rzeczy jak prace graficzne, rysunki, przemyślenia i recenzje.
bla