Japonia 2017


Ci którzy od jakiegoś czasu śledzą mojego bloga wiedzą, że w zeszłym roku odwiedziłam Japonię. Była to moja druga wizyta i na pewno nie ostatnia. Dzisiaj postanowiłam podzielić się pierwszą wspominkową notką z tego cyklu.
O planowaniu tej podróży pisałam w poście Jak zorganizować wycieczkę do Japonii, a opis pierwszej wycieczki znajdziecie klikając w tag Japonia.

Lot

Przypomnę, że w tamtym roku poleciałam na dwa tygodnie, w terminie od 16.04 do 1.05. Data wylotu przypadła na święta wielkanocne i pamiętam, że było wtedy straszliwie zimno, termometr pokazywał około 3 stopni. Lot zaczynał się popołudniu, więc na spokojnie udaliśmy się wraz z małżonkiem na warszawskie lotnisko. Po jakiś dwóch godzinach czekania wchodzimy do Dreamlinera i rozpoczynamy naszą prawie 10 godzinną podróż. Obok nas siedziała starsza Japonka, wracająca z wycieczki po Polsce (w międzyczasie przeglądała sobie kartkę z mapą Polski i podstawowymi polskimi zwrotami). Nie potrafiła za bardzo mówić po angielsku, ale była bardzo miła, pożyczała nam długopis gdy wypełnialiśmy wizę, dopytywała się czy wszystko w porządku ("daijobu?") gdy coś nam spadło ze stoliczka, a na koniec podróży częstowała KitKatami. Lot był dla nas męczący, nie mogliśmy zasnąć i trzeba było posiłkować się pokładową rozrywką (chyba ze 3 filmy udało mi się obejrzeć). Na obiad można było wybrać danie japońskie (kurczak curry z ryżem), a na śniadanie wzieliśmy makaron z kurczakiem. W międzyczasie serwowali zupki instant, zieloną herbatę i japońskie wino - Choya.

Jedzenie w locie
Jedzenie w Locie

Tokio

Około godziny 8:20 pilot podchodzi do lądowania, przed nami lotnisko Tokio-Narita. Na miejscu wielka kolejka do stanowisk paszportowych, ale panowie z obsługi obsługi, którzy w trakcie czekania sprawdzali czy wszystko jest wypełnione w wniosku wizowym oraz kierowali do odpowiednich okienek, sprawiło, że kolejka szła dość sprawnie. Następnie udaliśmy się po nasz bagaż - tu niemiła niespodzianka, jedna z naszych walizek oberwała i plastik był pęknięty. Na naszą niekorzyść nie wiedzieliśmy, że można iść to zgłosić i wymienić walizkę na nieuszkodzoną, ale na szczęście pęknięcie nie przeszkadzało w normalnym użytkowaniu bagażu. Szybko schodzimy na dół odebrać nasze JRpassy i zarezerwować miejscówkę w ekspresie N'EX, który ma nas zawieść do Tokio (bilet jest w ramach JRpassa). Dalej idziemy szukać karty sim z internetem (200 MB na dzień), wymieniamy walutę i zmierzamy do naszego pociągu. W Tokio 23° C, a my jedziemy godzinkę do dzielnicy Shinagawa. W pociągu jest fajny motyw z obracanymi fotelami, dzięki czemu bardzo łatwo przearanżować czwórkę na dwójkę. W Shinagawie przesiadamy się na Kamatę, gdzie znajduje się nasz hotel. Niby mamy mapkę, ale i tak mamy trudność ze zlokalizowaniem naszego lokum, na szczęście z pomocą pośpieszył nam jakiś salarymanin. Nasz hotel jest nieduży, ale obsługa jest bardzo miła i dobrze mówi po angielsku. Zameldowanie jest dopiero od 15:00, więc zostawiamy bagaże i idziemy zwiedzać.

Tsukiji Fish Market


Nasze kroki kierujemy do Tsukiji Market. Dzisiejszy dzień jest jedynym, kiedy możemy się na niego wybrać. Jeżeli macie zamiar wybrać się na ten targ sprawdźcie czy na pewno w dany dzień jest otwarty i czy na pewno znajduje się w tym właśnie miejscu. W październiku tego roku market ma się przenieść do nowej lokalizacji. Przeprowadzka planowana jest już od dłuższego czasu i kilka razy była przesuwana, więc warto się przed podróżą zorientować.


My dotarliśmy do tego miejsca po godzinie 12, więc o żadnej aukcji tuńczyka nie było mowy (żeby mieć szansę na taki pokaz trzeba się tam zjawić koło godziny 4 rano), ba, większość kramów już się powoli zwijała. Nie przeszkodziło nam to jednak pospacerować wśród innych stoisk z przyprawami, narzędziami do oprawiania ryb, nożami i piękną ceramiką.

Targ rybny w Japonii
Kupić loda czy ośmiorniczkę?
Uraczyliśmy się nawet lodami z zielonej herbaty, które sprzedawane były w otoczeniu ośmiorniczek na patyku, które dochodziły w garnku. Zaczęliśmy się rozglądać za jakąś knajpką z jedzeniem, było ich tam całkiem sporo, dość mocno obleganych przez turystów. Gdzieś przy mniej uczęszczanej uliczce udało nam się wbić na pyszne nigiri, które kucharz przygotowywał na naszych oczach i podawał na liściu. To było najsmaczniejsze sushi jakie kiedykolwiek jadłam. Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka.

Targ rybny w Japonii
Najpyszniejsze sushi

Shibuya

Wróciliśmy do hotelu żeby się zameldować i wtedy dopadł nas jet lag + nieprzespana noc. Przekimaliśmy 2 godzinki i ruszyliśmy w miasto. Niestety zaczął padać deszcz, który nie przeszkodził nam w dotarciu do Shibuyi. Po przejściu najbardziej ruchliwego skrzyżowania, nasze kroki skierowaliśmy do znanego już nam Book Offu, skąd wyszłam z dwoma artbookami grupy CLAMP.

Mangi w Japonii
Jestem w raju
Na kolację udaliśmy się do małej ramenowni, w której byliśmy również przy pierwszej wycieczce i bardzo spodobała się mojemu wybrankowi. Wsunęliśmy pyszny ramen, zagryzając go pierożkami gyoza i popijając piwem. Obok siedzieli weseli autochtoni, którzy z każdym kolejnym kuflem złotego trunku stawali się coraz głośniejsi. Bardzo lubię trafiać do miejsc, gdzie można poobserwować codzienne życie miejscowych.

japońskie jedzenie
Nie ma to jak ramen na kolację
Wieczorny spacer zakończyliśmy w FamilyMart'cie zaopatrując się w japońskie przekąski.

pocky
Zielone, melonowe bułeczki - tak mi was brakuje :(

W drodze do Takayamy

Kolejnego dnia zrywamy się o 6 i mkniemy do Shinagawy. Tam, szybkie śniadaniowe zakupy - onigiri i starbucksowa matcha tea latte czyli zielona herbata z mlekiem sprzedawana na zimno. Ten napój stał się naszym ulubionym, zwłaszcza, że nie pijemy kawy, więc okazał się całkiem dobrym pobudzaczem.

jedzenie w japonii
Komu to onigiri z płatkami sakury kojarzy się z larwami, ręka do góry
Rezerwujemy bilety na shinkansen do Nagoyi i zadowoleni maszerujemy na peron. Było jeszcze 5 minut do odjazdu, pociąg już stał, więc nie zastanawiając się długo wsiedliśmy do niego. Jechaliśmy dość długo co trochę nas zmartwiło, zwłaszcza, że w Nagoyi czekała nas przesiadka. Okazało się, że jedziemy złym pociągiem, zamiast do Hikari wsiedliśmy do Kodamy, który jest wolniejszy (tzn. zatrzymuje się na każdej stacji). Nikt nie sprawdzał biletów, więc nikt nas nie uświadomił. Na szczęście mój zaradny mąż w całej naszej podróży zawsze miał plan B, który zakładał, że zawsze będziemy mieć jakieś inne, późniejsze połączenie w razie takiej właśnie wpadki. W Nagoyi byliśmy godzinę później niż zakładaliśmy, ale jako że w ramach JRpassa nie musimy kupować biletów, nie byliśmy ograniczeni czasowo. Poczekaliśmy po prostu na następny pociąg - Wide View Hida z dużymi oknami, do podziwiania górzystego krajobrazu, który zawiózł nas do Takayamy.

Takayama
Takayama
Przepiękne górskie widoki
O samej Takayamie będzie w kolejnym poście. Jutro postaram się wrzucić na fanpage'a jeszcze kilka dodatkowych zdjęć.




12 komentarzy:

  1. Super! Zawsze miło sobie pooglądać czyjeś podróże, to takie w pewien sposób... motywujące? Pokrzepiające? Trudno mi to ubrać w słowa. ^^
    No i zazdroszczę, szczególnie mi się łezka w oku kręci, jak widzę to zdjęcie z mangami. :<
    Przypomniało mi to aż o kapibarze i Shounen Jumpie z poprzedniej 'japońskiej' notki. :D Tak z czystej ciekawości: pamiętasz może, który rozdział Boku no hero academia tam był? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wylatuję w lipcu, a kartę sim już mam zamówioną, tak samo jak wymieniłam złotówki na jeny kiedy był jeszcze po 3,10/3,20 - jakoś tak wolę mieć załatwioną sporą część wcześniej... został mi tylko JR Pass i ubezpieczenie :D


    Ja już umieram od tomików YowaPedy na zdjęciach, na żywo tym bardziej padnę XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie do końca wiedzieliśmy czy będziemy potrzebować karty, więc tak wyszło na ostatnią chwilę ;)
      Szczęściara z tym kursem. Jak za pierwszym razem lecieliśmy to też był taki ładny, ale rok temu to utrzymywał się na poziomie 3,70 -.- Dlatego część wymieniliśmy w Polsce, a część tam, z myślą, że może wyjdzie nam to na korzyść.
      Jakaś relacja się u Ciebie pojawi z wycieczki? *.*

      Usuń
    2. Pojawi! Jest to w sumie nadzieja na moje małe ożywienie bloga, bo ostatnio to coś gorzej z czytającymi ;). No i mało kto odwiedza Japonię w tym okresie i ciężko o jakieś konkretniejsze materiały na temat początku lipca i tego jaka jest rzeczywistość XD

      ... Jak na złość od sierpnia jest redukcja etatow w pracy i pierwsi lecą najmłodsi pracownicy (czyli ja lol), tak, że jakbym wiedziała, że będę tracić prace to bym chyba się nie zdecydowała, a tak to wszystko kupione, nie ma zmiłuj się ;D

      Usuń
    3. To może wycieczka do Japonii będzie nowym początkiem? :) Trzymam kciuki, żeby z pracą wszystko się ułożyło.

      Usuń
  3. Zazdroszczę Ci. Z każdym twoim wpisem coraz bardziej marzę by kiedyś pojechać do Japonii.
    Pozdrawiam
    bazgrolyokulturze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ninna13.5.18

    Bardzo ciekawy wpis :). Lubię czytać takie relacje. Mangowy dział w księgarni(?) robi wrażenie.

    Przy okazji mam prośbę - na Twoim fejsie widziałam zdjęcia artbooków Clampa. MKR to świetny zakup, też go mam :D. Ciekawa jestem za to "Mutuality". Możesz zamieścić więcej zdjęć? Nie musi to być zaraz recenzja na blogu (choć też chętnie bym poczytała). Może zamieścisz na fejsie albo podeślesz mi na forum Waneko w prywatnej wiadomości? Będę wdzięczna. Chyba już pisałam, że zbieram interesujące mnie artbooki tej grupy. I niekoniecznie muszą one być z serii, które znam/lubię (mam np. artbook z "Soryudena", którego nigdy nie czytałam :P).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dzisiaj zrobić jakieś fotki i wrzucić na fejsa :)

      Usuń
  5. Widzę to żarełko, byłabym w raju!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

My profile picture
Grafikoholiczka nie wyobrażająca sobie dnia bez włączenia programu graficznego, interesująca się mangą i anime od czasu emisji Sailorek w tv. Za sprawą hobby rodzą się takie rzeczy jak prace graficzne, rysunki, przemyślenia i recenzje.
bla