Recenzja: Róża Wersalu


W roku 1755 na świat przyszłi Hans Axel von Fersen, Oscar Francois de Jarjayes i Maria Antonina, osoby urodzone w różnych krajach, ale połączone wspólnym przeznaczeniem i porywającą historią, którą po niemal 20 latach dane było poznać polskiemu czytelnikowi.
W drugiej połowie osiemnastego wieku Europa nękana była ciągłymi wojnami pomiędzy dwoma mocarstwami Austrią, rządzoną przez ród Habsburgów i Francją z rodziną Burbonów. Oba kraje są już wyczerpane i myślą o zawiązaniu sojuszu. Cesarzowa Maria Teresa postanawia wydać swoją córkę Marię Antoninę za delfina Ludwika XVI przyszłego następcę tronu francuskiego. Po ustaleniu wszystkich spraw związanych z małżeństwem, Antonina wyrusza do Francji, gdzie zostaje przywitana i przejęta przez młodą Oscar Francois de Jarjayes, która służy jako kapitan w Gwardii Pałacowej. W ten sposób rozpoczyna się historia pełna intryg, miłości i honoru.


Marię Antoninę poznajemy jako rozkoszną dziewczynkę, skorą do harców i zabawy. Pomimo swojej niechęci do nauki, swoim uśmiechem potrafi sobie zjednać wszystkich na dworze. Młoda dziewczyna zostaje wyrwana z rodzinnego domu i wrzucona na głęboką wodę do obcego kraju, gdzie ma zostać przyszłą królową Francji oraz poślubić nieznanego sobie mężczyznę. Antonina nie może zrozumieć, że dla niej dzieciństwo właśnie się skończyło i w nowym miejscu zatraca się w nowych zabawach i uciechach. Modne stroje, bale i niespodziewana władza, sprawiają, że może ona zapomnieć o samotności i tęsknocie za rodziną. Jej anielski wygląd i szczery charakter przyciąga do niej ludzi, ale jednocześnie naraża na różne konflikty i manipulacje. Niekiedy potrafi być ona zaskakująca uparta i stanowcza. Zawdzięcza to wychowaniu przez religijną i konserwatywną matkę Marię Teresę, która w Austrii rządzi żelazną ręką. Upór młodej królowej spowoduje wiele spięć n dworze i to już na samym początku swojego pobytu, gdy narazi się królowi ignorując królewską faworytę hrabinę Du Barry.


Na szczęście u boku Antoniny stoi Oscar, zawsze gotowa doradzić i obronić młodą królową. Jej ojciec generał Jarjayes zawsze chciał mieć syna, ale jak to zazwyczaj w życiu bywa urodziła mu się córka. Świeżo upieczony tatuś długo się nie smucił, postanowił wychować córkę na syna, zaczynając od męskiego imienia Oscar, a kończąc na nauce fechtunku i jazdy konno. Dziewczyna wyrosła na dzielnego żołnierza, dla którego honor jest ważniejszy od życia. Swoją szlachetnością i urodą podbija serca zarówno niewiast jak i mężczyzn, a królowa traktuje ją jak przyjaciółkę. Oscar rozdarta jest pomiędzy dwoma światami - męskim i żeńskim. Wydawać by się mogło, że wyzbyła się swojej kobiecości, jest przecież dowódcą gwardii, nosi mundur i nikt nie dorównuje jej w walce. Nie może jednak oszukać swojej natury i w głębi serca powoli zaczyna kiełkować w niej nieznane dotąd uczucie.


Sprawy na dworze skomplikują się jeszcze bardziej, gdy do Francji przybędzie szwedzki arystokrata Axel von Fersen. Jego spotkanie z Antoniną i Oscar na zawsze odciśnie piętno w ich życiu. Inną, ważną dla fabuły postacią jest na pewno Andre. Stajenny z domu Jarjayesów, ciemnowłosy przyjaciel Oscar. Znają się od dzieciństwa, razem dorastali i poszliby za sobą w ogień. W mandze pojawia się wiele silnych kobiet, obdarzonych sprytem, zawziętością i odwagą, które pomagają im realizować swoje marzenia. Za przykład może posłużyć obecna kochanka króla, hrabina Du Barry, w przeszłości będąca prostytutką, szlachcianka Polignac, która wkupiła się w łaski królowej, czy ubogie siostry Jeanne i Rosalie marzące o lepszym życiu. Autorką dużą wagę przyłożyła do nakreślenia różnych portretów kobiet. Nie chciała ich przedstawiać jako słabe istoty, wręcz przeciwnie kreuje je na silne jednostki potrafiące wziąć los w swoje ręce.


Manga nie jest klasycznym przykładem podręcznika do historii, ale autorka umiejętnie wplata fakty historyczne w swoją opowieść. Przybycie Antoniny do Wersalu, ślub z Ludwikiem XVI, postaci Robespierra, pary królewskiej, Fersena czy afera naszyjnikowa to tylko kilka przykładów z dziejów Francji użytych w Róży Wersalu. Z jednej strony jest to plus ponieważ historia nabiera autentyczności, a zarazem minus, gdyż jesteśmy w stanie przewidzieć wiele wydarzeń.


Oldskulowa kreska Riyoko Ikedy znana jest polskiemu czytelnikowi z Aż do nieba i Mój drogi bracie..., więc nie będzie on zaskoczony widząc charakterystyczne, duże, gwieździste oczy postaci. Bohaterowie są smukli, mają piękne twarze i bujne włosy. Czasy o których opowiada autorka w mandze, dają wiele możliwości by pokazać przepych i bogactwo tamtej epoki. Na uwagę zasługują przede wszystkim stroje noszone przez Antoninę, gdyż królowa znana była ze swojego zamiłowania do mody. Rysowniczka dużą uwagę przykłada do twarzy postaci, przedstawiając na nich targające nimi emocje. Często przybierają one dramatyczny, wręcz teatralny wygląd, ale w historycznej mandze nie jest to tak rażące. Bardzo oszczędnie zostały potraktowane tła, w zasadzie pojawiają się one tylko wtedy kiedy mają zaznaczyć gdzie znajduje się właśnie miejsce akcji.

Za polskie wydanie odpowiada wydawnictwo JPF, które ma już w dorobku dwie inne mangi Riyoko Ikedy. Wizualnie manga pasuje do wydanego wcześniej Mojego drogiego brata..., obwoluta z przodu jest pomarańczowo-brązowa z teksturą, dającą efekt postarzanego papieru. Tył i grzbiet okładki są czerwono-różowe z tym samym wzorem. Font użyty w tytule jest taki sam jak w Braciszku, stylizowany na ozdobne pismo ręczne. Tomiszcze jest opasłe, ma prawie 600 stron, na początku znajdują się 4 kolorowe ilustracje. Jak w przypadku innych tytułów z serii Mega manga mamy tu mocno nasyconą czerń, możliwą do uzyskania przy druku cyfrowym. Do tłumaczenia nie można się przyczepić, czyta się lekko i płynnie, a niejasności związane z imionami, pochodzeniem i kwestiami historycznymi zostało wytłumaczone na końcu tomu. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to do zbyt luźnej obwoluty, która zsuwa się podczas czytanie. Nie jest to jednak jakiś duży mankament bo i tak przy lekturze zdejmuję obwoluty, ale innym może to przeszkadzać.

 
Róża wersalu okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Mój drogi bracie... średnio przypadł mi do gustu, wydawało mi się przedramatyzowane, więc przy Róży nie nastawiałam się na nic lepszego. Jakież było moje zdziwienie, gdy ten opasły tom pochłonęłam niemal na raz. Wydaje mi się, że sprawiła to świetnie wykreowana postać Oscar, jako silnej i niezależnej kobiety obdarzonej szlachetnością i niespotykanym honorem. Do mangi przyciąga również tło historyczne osiemnastowiecznej Francji z barwną Marią Antoniną. Flagowy tytuł Riyoko Ikedy zafascynował mnie na tyle, że właśnie kończę oglądać anime, które pomimo tego, że jest już trochę zakurzone (odcinki wychodziły w 1979 roku!) to prezentuje się lepiej niż nie jedna współczesna seria (Berserk), a na dokładkę zapoznałam się z filmem Maria Antonina z Kirsten Dunst w roli głównej. Polecam Różę z całego serca.






14 komentarzy:

  1. Ja nadal nie ruszyłam tomiku, a teraz jestem w środku remontu, a wszystkie mangi pochowane... Anime oglądałam w telewizji na niemieckim i włoskim kanale, więc z historii jeszcze trochę pamiętam. Zawsze lubiłam Oscars z charakteru :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiedziałam, że na niemieckim i włoskim kanale to leciało, mi niestety nigdy nie udało się trafić na Oscar. W anime w ogóle sporo pozmieniali i pododawali sporo wątków.

      Usuń
  2. Ja mam problem z mangami historycznymi. Z jednej strony cieszę się, że nie trzymają się kurczowo rzeczywistej historii, bo takową mogę poczytać w podręcznikach, a nie tego wymagam od mang. Z drugiej, jakoś mi się to wszystko ze sobą gryzie, może po prostu nie przepadam za kreacją tego klimatu za pomocą kreski? No nie wiem.. Może powinnam przeczytać, by później się wypowiadać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kreska jest faktycznie bardzo specyficzna, ale manga jest bardzo stara i wtedy taka była moda. Mi osobiście bardzo się podoba, taka oldskulowa ;) A jeżeli chodzi o spójność wydarzeń z historią, to autorka dużo poprzekręcała i jakoś super nie trzymała się historii, zresztą sama główna bohaterka jest jej wymysłem.

      Usuń
  3. Nie zamierzałam jej zbytnio kupować, jednak niespodziewana promocja skłoniła mnie do ryzyka. Skoro mówisz, że jest lepsza niż braciszek - to mnie uspokoiłaś, bo obawiałam się powtórki z rozrywki ;] Pewno niedługo się za nią zabiorę, póki mam więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu Róża jest ciekawsza niż Braciszek, więc mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  4. ninna20.8.16

    Ja z kolei mam odwrotnie: "Braciszka" bardzo lubię, a do "Róży" musiałam się przekonać. Podczas pierwszej lektury manga raczej mnie do siebie nie przekonała. Historia nie leży w kręgu moich zainteresowań (najważniejsze fakty oczywiście znam), a "Róża" to jednak tytuł historyczny i czuć to podczas czytania. Przy drugim czytaniu podeszłam do całości inaczej - nie skupiałam się na tle wydarzeń, a śledziłam głównie aspekty uczuciowe życia postaci. Lektura od razu zrobiła się przyjemniejsza :).

    Kolejne tomy kupię. Możliwe, że będzie to dla mnie manga "na raz" albo że będę do niej wracać baaaardzo rzadko. Niemniej jednak nie żałuję zakupu. Może kolejne tomy w pełni przekonają mnie do "Róży".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie sama historia nie jest moim ulubionym motywem historycznym, ale sama postać Oscar bardzo przypadła mi do gustu, lubię takie silne kobiety w mangach.

      Usuń
  5. Mnie przedstawienie takiej madame Du Barry średnio się podobało, bo zrobiono z niej Scary Sue, podczas gdy w rzeczywistości sprawa wyglądała całkiem inaczej.
    Ogólnie racja, że to historia wciągająca i poruszająca, ale autorka mogłaby o historii poczytać więcej, bo to, co robi choćby z datami jest przerażające.
    Nie zmienia to jednak faktu, że jestem fanką mangi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam, kto by tam zwracał uwagę na daty ;) Tu to jeszcze Du Barry jakoś się prezentowała, w filmie Maria Antonina zrobili z niej nieokrzesaną panią lekkich obyczajów.

      Usuń
  6. Jakoś mnie odpychają mangi związane z jakąkolwiek historią.. Tak czy siak fajny post.

    ~Amaya.
    www.z-manga-w-rece.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Chwilę pewnie by mi zajęło przyzwyczajenie się do kreski, jednak sama historia zapowiada się obiecująco. Myślę, że dam jej kiedyś szansę, ale z Mega Mang jak na razie wciąż mam nieprzeczytany Klan Poe. Na Różę Wersalu czas przyjdzie trochę później (i najlepiej przy okazji promocji). ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię tą mangę za ciekawą fabułę i za projekty postaci. Bardzo cieszy mnie to, że JPF postanowił wydać ten tytuł w Polsce. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Za mangę nigdy się nie zabierałam, natomiast oglądałam anime i było całkiem niezłe. Ja mam problem z tym, że mało interesują mnie tytuły historyczne, pokazujące zazwyczaj dzieje danego mocarstwa. Stąd też momentami nie zbyt przyjemnie mi się oglądało. Tak samo było w przypadku Saiunkoku Monogatari, które porzuciłam już zakończeniu pierwszego sezonu ^^'

    A wracając do róży, wiele osób narzeka na kreskę, ale czego się spodziewać po pozycji, które została zrobiona x lat temu, gdzie, jakby nie patrzeć, trend był trochę inny, wystarczy zresztą spojrzeć na pozycje z tamtych lat. Według mnie, zarówno manga jak i anime mają śliczną kreskę, oddającą klimat całej historii. I, szczerze, chciałabym obejrzeć coś nowego, ale z tego typu animacją :)

    OdpowiedzUsuń

My profile picture
Grafikoholiczka nie wyobrażająca sobie dnia bez włączenia programu graficznego, interesująca się mangą i anime od czasu emisji Sailorek w tv. Za sprawą hobby rodzą się takie rzeczy jak prace graficzne, rysunki, przemyślenia i recenzje.
bla